×
towar

Jak ja nie cierpię walentynek!

Co roku na początku lutego wszędzie zaczyna się walentynkowy szał. Idę do centrum handlowego, a tam na wszystkich wystawach walentynki. Czasopisma prześcigają się w wymyślaniu pomysłów na spędzenie walentynek, skrzynkę mailową zasypuje mi walentynkowy spam. No oszaleć można! Wszędzie serduszka, całuski, amorki. Do porzygu po prostu.



Nawet na poczcie, na pierwszy plan wysuwają się zaserduszkowane kartki. Koleżanki nie myślą o niczym innym, jak tylko o tym jaki prezent na walentynki wybrać dla swojego ukochanego. Koledzy wymyślają jakież to romantyczne prezenty spodobają się ich wybrankom. No koszmar jakiś! Z nikim nie można normalnie porozmawiać, bo wszyscy mają w głowach walentynki. Chcecie wiedzieć dlaczego jeszcze nie cierpię walentynek? Otóż, czy to jakie prezenty na walentynki wybieramy dla swoich bliskich ma jakieś znaczenie? Nie wydaje mi się...



Walentynki to niby święto zakochanych, ale przecież o tym, że kogoś kochamy, nie dowiadujemy się nagle 14 lutego. O naszych uczuciach nie dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy kupujemy prezent na walentynki. Miłość do danej osoby wyszła na jaw wcześniej niż w ogólnoświatowy dzień zakochanych. Żadne romantyczne prezenty nie przekażą naszym ukochanym tego, co do nich czujemy. Najlepszym środkiem wyrazu naszych miłosnych uczuć są drobne gesty, jakimi obdarowujemy się na co dzień. Co z tego jeżeli kobieta otrzyma od mężczyzny wymarzony prezent na walentynki, a nie usłyszy jak bardzo jest dla niego ważna, jak bardzo ją kocha i szanuje. Owszem, tak obdarowana kobieta ucieszy się z prezentu, ale nie będzie szczęśliwa. A już zupełnie się załamie, gdy jej wybranek pospiesznie wręczy jej prezent, przytuli i powie, że musi wracać do pracy i zostawi ją samą w domu w walentynkowy wieczór. No i co to za wyjątkowy prezent na walentynki? Ktoś może powiedzieć, że kolacja na walentynki w eleganckiej restauracji jest to świetny pomysł na walentynki. No, nie do końca.



Załóżmy, że ona i on zdecydowali się pójść na walentynkową kolację i zarezerwowali stolik w restauracji. W dzień kolacji okazuje się, ze oboje muszą zostać dłużej w pracy. Myślą o tym żeby odwołać rezerwację, bo nie zdążą się do kolacji przygotować. No ale nie odwołują, no bo jak to? Nie pójść na kolację w walentynki? No nie godzi się! Przecież wszystkie pary chodzą w walentynki na kolacje. Koniec końców, oboje docierają do umówionego lokalu od razu po pracy. Zmęczeni, zdenerwowani i w złych nastrojach. Zamieniają ze sobą kilka słów, bo żadne nie ma sił i nastroju na rozmowę. Wracają do domu i tak wygląda pomysł na walentynki, które są organizowane w oparciu o stereotypy. Robimy coś, bo tak trzeba. Bo tak robią wszyscy. Taka wizja to nie jest zbyt romantyczny prezent na walentynki. Dlatego właśnie nie cierpię walentynek.



Otoczenie, prasa, telewizja narzuca nam, że jeżeli jesteśmy w związku lub ktoś jest bliski naszemu sercu, to upust naszym uczuciom musimy dać właśnie tylko i wyłącznie w walentynki. Denerwuje mnie taka presja. Jeżeli kogoś kochamy, to okazujemy mu uczucia na co dzień. Każdy dzień powinien być wyjątkowy i każdego dnia powinniśmy pokazywać naszym wybrankom jak bardzo są dla nas ważni i jak bardzo ich kochamy. Bo walentynki to tylko jeden dzień w roku, w którym najbardziej liczą się utargi sklepów i punktów usługowych niż miłość i jej okazywanie. Bo okazywać miłość można poprzez przygotowanie śniadania czy przytulenie gdy widzimy, że nasz/a ukochana/y jest smutny.



 Bo miłość powinna być w każdym spojrzeniu i uśmiechu, a nie tylko w rzeczach materialnych.



  Jak ja nie cierpię walentynek!